Kojarzone są z umaszczeniem rudym, ale występują w Australii również dingo brązowe, białe, a nawet czarne. Dzikie psy żyją zazwyczaj samotnie lub w niewielkich grupach rodzinnych. Nie potrafią szczekać. Popiskują i wyją jak wilki. Miś koala. Jest to bez wątpienia sławny przedstawiciel wschodniej Australii.
Jeśli nas rozłączy, to proszę nie pomyśleć, że to złośliwość. ???Telefon może mi się rozładować, a nie mamy prądu, bo właśnie przeszła tropikalna burza. A często przechodzi? Taki sezon. Najtrudniej jest w Queensland, czyli właśnie w tym stanie, w którym mieszkamy. Bo to typowe tropiki i kiedy zmienia się sezon – właśnie kończy się zima, a przychodzi lato – to duże wahania temperatur są normą. A wtedy burzę mamy jak w banku. Ale to jest chwila. Oberwanie chmury, a po 10 minutach nie ma po niej śladu. Chyba, że jest problem z dostępem do prądu, z tego co słyszę. Z prądem to jest tak, że czasami wraca po kilku minutach, a czasem trwa to trochę dłużej. To spore utrudnienia - praca, telefony, komputery, ale w Australii wszyscy żyją na luzaka i nikt nie robi z tego problemu. Idzie się wtedy do domu, umawia na lunch, plotkuje w pracy... Nikt się nie awanturuje, tym bardziej że jest już godzina W Polsce to dopiero czyli początek dnia. Jak w ogóle w Australii wygląda organizacja pracy? Różnie, bo obowiązuje podział na dwie strefy, dwa różne światy: osób pracujących na zewnątrz i w środku. Ci, którzy pracują na powietrzu, szczególnie w części najbardziej tropikalnej, ale także w Melbourne czy Sydney, zaczynają, kiedy jest jeszcze ciemno, czyli około godz. 4-5. Do południa, kiedy słońce zacznie palić na dobre, swoje godziny będą mieć już wyrobione. Pracownicy biur startują później i najczęściej pracują dużo dłużej, bo normą jest godzinna przerwa na lunch. To czas, kiedy wychodzi się coś zjeść, pobiegać, zrobić zakupy… I koniec końców idzie się do domu koło godz. 17-18, chociaż my – jako agencja migracyjna – pracujemy jeszcze inaczej. Inaczej – to znaczy jak? Niemal jak cyfrowi nomadzi, którzy prowadzą firmę z laptopem na kolonach - na jachcie, w górach, na wyspie (śmiech). W praktyce wygląda to tak, że mamy swoje biuro główne i dodatkowo wynajmujemy jeszcze pomieszczenia w trzech różnych lokalizacjach. Nie siedzimy codziennie w jednym i tym samym miejscu, tylko tam, gdzie klient nas najbardziej potrzebuje. To w Australii standard. Po drugie, pracujemy praktycznie cały czas – od świtu do nocy, bo rozmawiamy z wieloma międzynarodowymi firmami. A mimo to i tak dużo osób narzeka, że w Australii trudno jest cokolwiek załatwić. I mają rację. Nie jesteśmy tak zagonieni jak w innych krajach, więc wszystko idzie wolniej. Poza tym swoje robi różnica czasu. Przecież jeśli wysyłam pytanie do firmy, z którą współpracuję w Polsce czy np. Anglii, to na wiadomość zwrotną siłą rzeczy odpiszę dopiero na drugi czy trzeci dzień. Typowe jest też załatwianie czego się da online, także w urzędzie imigracji Australii, uchodzącym za jeden z najbardziej rygorystycznych. 90 proc. wiz z całego świata – bo współpracujemy nie tylko z Polakami – składa się w wersji elektronicznej. Jest tylko kilka przypadków, w których robi się tzw. hard copies. To wiza dla dziecka (rodzic już jest rezydentem lub obywatelem Australii; ten rodzaj wizy jest też używany najczęściej dla dzieci, których rodzice się rozwiedli). Załóżmy w takim razie, że zgłasza się do Pani Polak, który marzy o pracy w Australii. Jakie dokumenty powinien mieć, na co się przygotować?W pierwszej kolejności musi sprawdzić, czy w ogóle kwalifikuje się na wizę. To jest najważniejsze. Bo nawet jeśli ktoś ma tu znajomego albo pracuje w firmie, która ma oddział w Australii i chciałby się tu przenieść, to i tak może się to okazać niemożliwe. Ale właściwie dlaczego? Bo nie wykonuje zawodu z listy zawodów poszukiwanych, na której oparty jest tu cały system wizowy. Jak to działa? Urząd imigracji ściśle współpracuje z pracodawcami i rok w rok – czasami nawet częściej – aktualizuje te zestawienia. Stwierdza, jakich specjalistów będzie teraz potrzeba najbardziej, a co za tym idzie kto może starać się o wizę. I kto może? O ile dwa lata temu byli to np. geolodzy, bo mocno się rozwijał sektor wydobywczy, o tyle teraz największe jest parcie na mechaników, podobnie jak np. inżynierów. Ale tu ważna uwaga: w Australii wykształcenie oczywiście jest ważne, ale najważniejsze są doświadczenia zawodowe. Mówiąc o inżynierze, mam na myśli osobę, która pracowała w zawodzie, a nie tylko ukończyła szkołę o takim a nie innym profilu. Są w takim razie zawody, których wykonawcy nie mają w Australii czego szukać? Nie, ale to też kwestia podejścia agencji migracyjnej i takiego przygotowania dokumentów, by dana osoba mogła tu jednak przylecieć, nawet jeśli jest to kierowca tira. Nie, nie ma go na liście i nigdy nie będzie – to zawód, który obsadzają tylko Australijczycy, bo przyjmuje się, że mają lepsze umiejętności i większe doświadczenie. Takiego kierowcę prosimy albo o przekwalifikowanie się na mechanika lub np. blacharza, albo - jeśli nie ma takiej możliwości - pytamy o partnera. Być możne ma żonę pielęgniarkę, nauczycielkę, krawcową… Jest cała masa zawodów, które może wykonywać partner, a my na tej podstawie możemy ściągnąć całą rodzinę. Kwalifikacja na wizę to dopiero pierwszy z warunków. A inne? W agencji często się śmiejemy, że zawsze wypatrzymy furtkę do ubiegania się o wizę. Jedyne, czego nie jesteśmy w stanie przeskoczyć, to znajomość języka angielskiego – potwierdzona certyfikatami, i wiek – do 45. roku życia, choć kiedyś było to 50-55 lat. Do tego roku – a prowadzimy agencję od pięciu lat – nie było w tym zakresie aż tak dużych zmian. Z czego wynikają zmiany zasad? Urząd imigracji nie podaje powodów, a nam jako agencji migracyjnej nie wypada tego komentować. Ale moja prywatna opinia jest taka, że to efekt zmian zarówno tu na miejscu, jak i na świecie. Australia to kraj, który bardzo szybko się rozwija, jest supernowoczesny i stale potrzebuje młodych ludzi, dlatego też stara się tworzyć im bezpieczne środowisko, bez wojen czy np. terroryzmu. Szuka więc osób, które są otwarte, lubią swoją pracę, nie są agresywne, potrafią się asymilować i mówić po angielsku, nawet jeśli nie jest to perfekcyjna znajomość języka. Ograniczenie wiekowe jest nie w porządku, mogliby w tym miejscu powiedzieć niektórzy. I czasami faktycznie urząd imigracji słyszy, że zamyka się na świat, stosuje dyskryminację wiekową… Ja tłumaczę to sobie tym, że Australię tworzą także – a może przede wszystkim – ludzie. I to dlatego ubiegając się o pracę w Australii trzeba być też zdrowym? Konkretnie nie można mieć choroby przewlekłej, która mogłaby uniemożliwiać podjęcie pracy. Wychodzi się tu z założenia, że wizę stałego pobytu dostaje się na podstawie kwalifikacji zawodowej, bo najważniejszy jest wkład w dalszy rozwój tym nie można być karanym, czyli trzeba mieć tzw. dobry charakter. Zaświadczenie o niekaralności, podobnie jak świadectwo zdrowia, to podstawa! Tak było tu zawsze. W Australii jest już Pani 11 lat. Jak się tam Pani znalazła? Razem z mężem – w rok po ślubie – bardzo chcieliśmy wyjechać do Nowej Zelandii. Dużo wcześniej podróżowaliśmy, głównie po Europie, i zachciało się nam pojechać gdzieś dalej. "Władca pierścieni" też nie był tu bez znaczenia. Z tym że w Polsce w tamtych czasach – w 2005-6 roku – trzymiesięczny urlop był nie do pomyślenia. Wiedzieliśmy, że jak o to poprosimy, to stracimy prace. Tak na marginesie, w Australii popularne jest, że studenci biorą gap year, a pracownicy wracają na kilka miesięcy do swojego kraju, bo akurat zatęsknili za rodziną. To jest do dogadania z pracodawcą, choć nie twierdzę, że zawsze jest to łatwe. Kiedy myśleliśmy o tym jeszcze w Polsce, wszyscy się z nas śmiali. Co im jeszcze przyjdzie do głowy? I co jeszcze wymyślą? W międzyczasie udało mi się skontaktować – a nie były to jeszcze czasy FB i YT – z kimś, kto już mieszkał w Nowej Zelandii. Na podstawie tej jednej rozmowy zdecydowaliśmy: lecimy do… Australii. Co Pani wtedy takiego usłyszała?! Że ekonomia i warunki są w Nowej Zelandii dużo słabsze. Może i jest to kraj piękny, naturalny, ale żyje się tam trudno. Nie ma pracy, więc i emigrantom trudniej będzie wystartować. A i ludzi mało, bo owiec więcej niż mieszkańców (śmiech). Australia za to już wtedy przepięknie się rozwijała. Turystów było dużo, dużo też rzeczy się działo. Poza tym, jak zapewniał mnie rozmówca, z obywatelstwem australijskim dużo łatwiej można się przenieść do Nowej Zelandii. Oczywiście jeśli nadal będziemy ją tak kochać. Do Australii przeprowadziliśmy się w 2006 roku. Kochamy Nową Zelandię, ale zostaniemy tutaj! Początkowo była mowa tylko o trzy miesiącach urlopu…Tak, ale ostatecznie postawiliśmy wszystko na jedna kartę – urlopu nikt nam nie chciał dać. Złożyliśmy więc wypowiedzenia, znaleźliśmy agencję migracyjną – w międzyczasie sprzedaliśmy wszystko i spakowaliśmy się w dwie walizki. Złożyliśmy dokumenty na podstawie zawodu męża – inżynier telekomunikacji (cały czas jest na liście). A że mąż mówił dość dobrze po angielsku, przeszliśmy pomyślnie cały proces. Po przylocie mąż bardzo szybko zaczepił się w telekomunikacji. Podobnie ja, choć z początku w ogóle nie mówiłam po angielsku. Potem urodziła się nam córka. Koniec końców otworzyliśmy agencję migracyjną. Z tego, co Pani mówi, to w Australii łatwo jest zrobić karierę. Pewnie, że tak. Jeśli tylko się chce! A zarobki są wysokie? Tak, ale pod tym względem jest inaczej niż w Polsce. Trzeba się przyzwyczaić, że jak się idzie na rozmowę o pracę, to potencjalny szef mówi, ile się dostaje za godzinę – minimalna stawka dla pierwszych emigrantów to ok. 17 dolarów, a dla tych zasiedziałych – 25-35 dolarów. Jeśli z kolei ma się już stały pobyt lub wizę pracowniczą, to dostaje się ofertę rocznej pensji. Najczęściej 55 tys. dolarów – to już jest dobra kwota, bo np. student może liczyć na 40 tys. rocznie. Przyjmuje się, że powyżej 40 tys. dolarów jest ok; około 50 tys. dolarów – dobrze, powyżej 60 tys. dolarów – bardzo dobrze., a około 100 tys. dolarów – super. Nawet po odliczeniu podatku – 9,6 proc. do kwoty 37 tys. dolarów (czy np. 22,8 proc. do kwoty – 87 tys. dolarów.) Jeśli ktoś zarabia nie więcej niż 18,2 tys. dolarów, to w ogóle ich nie płaci. Często osoby bez wyższego wykształcenia, które mają fachu w ręku – elektrycy, hydraulicy, mechanicy – mogą liczyć nawet na 75-80 tys. dolarów. Pod warunkiem, że mają już własną działalność. Dobrze rozumiem, że nauczyciel dostaje 60 tys. dolarów, a hydraulik – 70 tys.?! Zgadza się. Mało tego, o ile nad Wisłą "pracownik fizyczny" lub "osoba po zawodówce" ma bardzo negatywny wydźwięk, o tyle w Australii tego nie ma. Do tego stopnia, że ci, którzy pracują fizycznie, w roboczych ciuchach wpadają do sklepu, kupią bułki na lunch, rozmawiają z uśmiechem w pociągach. W ogóle się nie przebierają i nikt się temu nie dziwi. Takich różnic w porównaniu z Polską jest zresztą więcej – w Australii pracuje się przecież tylko 38 godzin w tygodniu. W firmie dbającej o zespół w piątek pracuje się tylko do lunchu. Szef wierzy, że jesteśmy już tak wykończeni całym tygodniem, a jeszcze w sobotę pierzemy, sprzątamy i gotujemy, że nie zdążymy należycie odpocząć do poniedziałku. Więc na porządku dziennym jest urywanie się z pracy, robienie zakupów, umawianie się barach… A urlop – ile jest dni wolnych w roku? 21 dni, czyli podobnie. Ale w Australii przysługuje nam też chorobowe. Średnio osiem dni w roku. Bo czegoś takiego jak ZUS nie ma, niemożliwa jest więc sytuacja, kiedy ktoś zachoruje i nie przychodzi do pracy przez trzy miesiące, a i tak dostaje pieniądze. Dlatego wykupuje się ubezpieczenie, które gwarantuje nam fundusze w razie choroby (z reguły około 60 dolarów na tydzień). Podobnie – jeśli kobieta jest w ciąży, to pracuje do porodu, o ile tylko dobrze się czuje. Potem bardzo szybko – bo zaledwie po kilku tygodniach – wraca do pracy. Tyle że w Australii wszyscy są bardzo dobrze zorganizowani, a do żłobka można oddać już trzymiesięczne dziecko. Placówki są dobrze zorganizowane i choć prywatne, to nadzorowane i refundowane przez państwo. Z tego tytułu mamy też prawo do zwrotu części pieniędzy. Co rok albo co miesiąc – jak komu wygodnie. Skoro nie ma ZUS, to jak odkłada się na emeryturę? Tym zajmuje się pracodawca, który wpłaca pieniądze na wybrane konto emerytalne. Dlatego do wysokości pensji dopisuje zawsze "plus supa annuation", czyli plus emerytura. Wynosi ona co najmniej 9,5 proc. Czyli średnio to około…Nie ma czegoś takiego! Ludzie do Australii przylatują w różnym wieku i z różnym doświadczeniem. Poza tym emerytury się tu kumulują. Ktoś może mieć na koncie 50 tys., 70 tys., a ktoś inny 230 tys. dolarów, kiedy przestanie już pracować. Podobnie jak w Polsce, na emeryturę w Australii przechodzi się w wieku 60-65 lat. Jak te kwoty mają się do poziomu cen, kosztów życia i wynajmu mieszkania?Standard życia w Australii jest uznawany za jeden z wyższych. I tak faktycznie jest. Najdroższą rzeczą w zestawieniu z innymi krajami – i tu bym narzekała – są ceny nieruchomości. Bo mieszkanie lub mały dom na obrzeżach miasta można kupić od 300 tys. dolarów w górę. Ale jeśli ktoś ma w pracy stałą umowę, to może wziąć mieszkanie na kredyt. Jeśli pracują dwie osoby – spokojnie kupią dom. Na podwórkach zawsze stoją dwa samochody, minimum. Najczęściej jest tak, że każda pełnoletnia osoba ma swoje auto. Jeśli ma się 2-3 dzieci, to na podjeździe stoi pięć samochodów. Każdy jeździ swoim. Wakacje?Raz w roku ma je każdy. Za pieniądze, które się zarabia w Australii, naprawdę żyje się dobrze. Kiedy tu przyjechałam, wydawało mi się, że już do Polski nie wrócę, że nie będzie mnie stać, żeby przylecieć chociaż na chwilę. Teraz już tak nie myślę. Ale z Australii na razie się nie ruszam! Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję
Dzieci mogą się dowiedzieć jak dawniej wyglądały pokoje, w co się ubierano, czym bawiły się dzieci, w jakich warunkach się uczyły, jak prano i spędzano czas wolny. W podobnym stylu ciekawa byłaby książka o tym jak wyglądało życie dzieci w PRL i dziś. Pamiętam jak moja młodsza siostra nie mogła uwierzyć, że kiedyś na
Zadaj pytanie, z czego Australia jest znana, a otrzymasz odpowiedzi, takie jak, Nicole Kidman, Kylie Minogue, kangury, Opera w Sydney czy Aborygeni. Australia to jednak o wiele więcej. Oto interesujące fakty, informacje i ciekawostki do podzielenia się z rodziną i przyjaciółmi. 1. Jeśli odwiedzałbyś jedną nową plażę w Australii dziennie to zobaczenie ich wszystkich zajęłoby ponad 27 lat. 2. Ponad 85% Australijczyków mieszka w odległości 50 km od wybrzeża. 3. Australia jest tak samo szeroka jak dystans pomiędzy Londynem a Moskwą. 4. Pierwszą policję w Australii tworzyły osoby skazane, które najlepiej się zachowywały. 5. Gina Rinehart, najbogatsza kobieta Australii, co pół godziny zarabia 1 milion dolarów, czyli 598 dolarów na sekundę. 6. Australia ma najwyższe ceny energii elektrycznej na świecie. 7. W 1880 roku Melbourne było najbogatszym miastem na świecie. 8. Australia była drugim krajem na świecie, który zezwolił kobietom na głosowanie (Nowa Zelandia była pierwsza). 9. Przed przyjazdem tutaj człowieka, Australia była domem dla megafauny: można było tutaj spotkać trzy metrowe kangury. 10. W 1856 r. kamieniarze podjęli działania mające na celu zapewnienie standardu 8 godzinnych dni roboczych, które później zostały uznane na całym świecie. 11. Melbourne ma największą na świecie liczbę mieszkańców pochodzących z Grecji która mieszka poza Grecją. 12. Kraj ten był jednym z członków założycieli Organizacji Narodów Zjednoczonych. 13. Najstarszą na świecie kopalinę skamieniałości, która liczy około 3,4 miliarda lat, znajduje się w Australii. 14. Australia jest bardzo słabo zaludniona: w Wielkiej Brytanii mieszka 248 osób na kilometr kwadratowy, podczas gdy w Australii tylko 2 osoby na kilometr kwadratowy. 15. Arabia Saudyjska importuje wielbłądy z Australii (głównie do produkcji mięsa). 16. Australijczycy wydają więcej pieniędzy na hazard niż jakikolwiek inny kraj. 17. W Australii znajduje się najdłuższe ogrodzenie na świecie. Ma długość 5614 kilometrów i pierwotnie zostało zbudowane, w celu ochrony przed psem dingo od żyznych terenów. 18. Melbourne jest uważana za stolicę sportową świata. 19. Kangury i emu nie mogą cofać się do tyłu, co jest jednym z powodów, dla których są na australijskim herbie. 20. Przed 1902 r., w ciągu dnia pływanie na plaży było nielegalne. 21. Australia ma 33 razy więcej owiec niż ludzi. 22. Hymnem narodowym Australii do 1984 roku był „God Save The King/Queen”. 23. Europejscy osadnicy w Australii pili więcej alkoholu na głowę mieszkańca niż jakiekolwiek inne społeczeństwo w historii. 24. Alpy australijskie mają większe opady śniegu niż Szwajcaria. 25. Kangur ma tylko dwa centymetry wysokości, gdy się urodzi. 26. Australia zajmuje drugie miejsce w rankingu Indeksu Rozwoju Społecznego (średnia długość życia, dochody i wykształcenie). 27. W Australii meduzy zabiły więcej ludzi niż żarłacze, rekiny i krokodyle razem wzięte. 28. Tasmania ma najczystsze powietrze na świecie. 29. Ponad 60% Australijczyków ma nadwagę. 30. W Australii jest 20 % światowych pokerowych automatów. 31. Połowa z nich znajduje się w Nowej Południowej Walii. 32. Żadne rodzime australijskie zwierzęta nie mają kopyt. Znasz jeszcze inne ciekawe informacje, ciekawostki czy fakty? Podziel się nimi w komentarzu na dole. - (liczba ocen: 33)Jolanta Tokarczyk - 25.07.21. O kenijskich rodzinach, wierze i tradycjach, ale też o palących potrzebach i potrzebnej pracy misjonarzy opowiada Iwona Góra, która od 20 lat mieszka w Kenii. Iwona Góra to Polka od 20 lat mieszkająca w Kenii. Wraz z mężem prowadzi lokalne biuro podróży. Home PodróżeAustralia zapytał(a) o 18:12 Jakie zwierzęta żyją tylko w Australii? Tylko w Australii nigdzie więcej. (nie liczy się ZOO itp.) To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub P.S. Jeśli wybieracie się do Australii podczas polskiego lata – jedźcie na północ. Tam będzie cudownie. W Darwin czy Cairns to tutejszą zimą jest najlepsza pogoda. Cały świat myśli, że w Australii to zawsze jest ciepło. Nie jest. Jak jest zima to nie jest ciepło, a zima jest od czerwca do września. Australijski sen: dom na przedmieściach, minimum 3 sypialnie i ogród z miejscem do urządzenia barbecue. Tradycyjny australijski sen spełniony być powinien na działce wielkości ćwierć akra (ok. 1000 m2). Czy ten sen ma dzisiaj odbicie w rzeczywistości? Moim zdaniem więcej niż mogłoby się wydawać. Australijczycy mieszkają bowiem w domach. Ktoś mógłby zapytać: Skąd w takim razie te zdjęcia australijskich miast z wysokimi wieżowcami? Tak wygląda tylko ścisłe centrum miasta. W każdym australijskim mieście, nawet w Sydney czy Melbourne już kilka kilometrów za centrum zaczynają się osiedla domków jednorodzinnych i ciągną kilometrami. Tym sposobem miasta rozrastają się do ogromnych (powierzchniowo) rozmiarów i odległość od jednej „rogatki” do drugiej może nawet przekraczać 100 km. Przedmieścia Przedmieście (ang. suburb) jest podstawową jednostką podziału terytorialnego kraju (choć nie ma nic wspólnego z lokalnym samorządem). W adresach zamieszkania nie wpisuje się bowiem ani nazwy miasta, ani nazwy jednostki samorządowej ale właśnie przedmieście/dzielnicę. Jeżeli w Melbourne ktoś zadaje ci pytanie: gdzie mieszkasz? to chodzi mu o przedmieście właśnie. [note]Sama nazwa ulicy nie jest żadnym wyznacznikiem adresu w Australii. Ulice o tej samej nazwie mogą znajdować się w wielu różnych dzielnicach tego samego miasta. Dodatkowo trzeba pamiętać również, że ważny jest rodzaj ulicy (street, road, avenue, court, lane i jeszcze parę innych), jako że w jednej dzielnicy możemy spotkać różne ulice o tej samej nazwie własnej ale innym przyrostku (np. Flinders Street oraz Flinders Lane)[/note] Działki budowlane położone blisko centrów miast już dość dawno zatraciły ideał „australijskiego snu”. Już dzielnice wytyczane kilkadziesiąt lat temu mają pełnowymiarowe działki wielkości ledwie 600-700 m2. Poniżej kilka zdjęć typowych australijskich technologii budowy domów: Technologie budowy Podwójna cegła Tradycyjna technologia przywieziona przez europejskich kolonistów, świetnie nam znana z Polski. Większość starych domów w wewnętrznych dzielnicach miast zbudowana jest z podwójnej cegły. Ceny tych nieruchomości są obecnie częściej 7 niż 6-cyfrowe. W Australii Zachodniej jest to do dzisiaj dominujący typ zabudowy, w innych stanach technologia ta jest obecnie marginalna. Brick veneer Technologia oparta na drewnianym szkielecie domu, obudowanym pojedynczym murem z cegły. Konstrukcja dachu nie opiera się na murze, ale na szkielecie. W przypadku wysokich piętrowych domów stosuje się czasami dodatkowe wzmocnienia szkieletu metalowymi słupkami. Technologia za została wymyślona i rozwinięta w stanie Wiktoria w Australii i stąd rozprzestrzeniła się na resztę kraju i poza Australię. Zaletą domu „brick veneer” jest oczywiście niższy koszt budowy. Największa wada to niestety kiepska izolacja termiczna, mniejsza trwałość oraz większa podatność na działanie szkodników, szczególnie termitów. Większość obecnie budowanych domów to właśnie „brick veneer”. Weatherboard Dom o konstrukcji drewnianej, w którym zamiast zewnętrznego muru zastosowane drewniane panele. Drewniane domy zyskały większą popularność na północy kraju, szczególnie w stanie Queensland. Istnieje również szereg technologii pochodnych od „weatherboard”, gdzie zewnętrzna warstwa drewniana zastępowana jest różnego rodzaju panelami lub styropianem pokrytym tynkiem. dom „weatherboard”, Oakleigh, Wiktoria Betonowiec W latach 50-tych XX w. powstało szereg dzielnic zabudowanych domkami z gotowych betonowych elementów, produkowanych w fabrykach domów. Był to sposób na tanią budowę domów przeznaczonych głównie pod mieszkania komunalne (ang. comission houses). Paradoksalnie te tanie betonowe domki okazały się być konstrukcjami trwalszymi niż inne, jednak z powodu faktu, że domy te są stosunkowo małe (poniżej 100m2 powierzchni) oraz kojarzą się z budownictwem komunalnym są stopniowo wyburzane i zastępowane głównie tradycyjnymi domkami „brick veneer”. dom z płyt betonowych, Ashwood, Wiktoria Dom z widokiem na morze Szczególną estymą cieszą się w Australii nieruchomości położone nad morzem (ang. waterfront). Jest to rodzaj całkowitego spełnienia australijskiego marzenia: posiadać dom, którego salon kończy się tarasem z widokiem na morze. Takich domów w Australii, która ma rozwiniętą i niesłychanie długą linię brzegową są oczywiście setki tysięcy, ale we wszystkich miastach te właśnie nieruchomości zaliczane są do najdroższych. dom z widokiem na zatokę Port Phillip, Brighton, Wiktoria Units Rozrost miast powoduje naturalne tendencje do wzrostu cen działek położonych względnie blisko centrów miast. Naturalne staje się również, że dotychczasowe działki dzielone są na mniejsze i oto zamiast dużego domu z jeszcze większym ogrodem pojawiają się domki typu „townhouse”, z dużo mniejszym kawałkiem ogródka. Na rynku tego typu nieruchomości funkcjonują już nie jako dom („house”), ale jako mieszkanie („unit”). Terrace houses Domki typu „terrace house” (zabudowa zapożyczona z Anglii) są najbardziej charakterystyczne dla wewnętrznych dzielnic Melbourne oraz Sydney i powstały głównie w 2-giej połowie XIX wieku na fali szybkiej rozbudowy miast w czasie gorączki złota. W innych australijskich miastach jest ich mniej, a w Brisbane nie występują wcale, gdyż władze stanu Queensland obawiając się tworzenia slumsów na terenie miasta ograniczyły minimalną szerokość parceli do 10m. parterowe „terrace houses”, Prahran, Wiktoria Najbliższym polskim odpowiednikiem „terrace house” byłby chyba „szeregowiec”. Terrace houses, pierwotnie budowane jaka tanie domki dla klasy robotniczej, dzisiaj osiągają – z racji swojego położenia w pobliżu centrum – wysokie ceny. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu masowo burzone ustępowały miejsca blokom mieszkalnym, dzisiaj są najczęściej objęte ochroną jako zabytki. terrace houses, South Melbourne, Wiktoria Queenslander Typowy dla stanu Queensland duży drewniany dom zbudowany na palach. Taka konstrukcja ma zapewnić lepszą wentylację oraz zabezpieczenie przed zalaniem domu w razie powodzi. Apartments Coś co po polsku nazywamy po prostu „bloki mieszkalne” w Australii nazywane jest szumnie „apartment blocks”, ale w gruncie rzeczy oznacza to samo. Nie jest ich w Australii specjalnie wiele. Wysokie wieżowce z apartamentami w zasadzie ograniczają się do centrów miast i dzielnic bezpośrednio do nich przylegających (np. najwyższe budynki Australii: Eureka Tower w Melbourne oraz Q1 w Gold Coast są apartamentowcami), natomiast więcej jest bloków 1-3 piętrowych, głównie w dzielnicach „wewnętrznych” (do ok. 20 km od centrum w Melbourne, w Sydney nieco dalej). blok w stylu „art deco”, Middle Park, Wiktoria Temu typowi zabudowy, jakkolwiek absolutnie sprzecznemu z „australijskim stylem życia” wróżona jest świetlana przyszłość i już dzisiaj bardzo wiele osób, szczególnie par typu DINK (double income no kids – dwie pensje i bez dzieci) wybiera takie właśnie mieszkania, gdyż zwykle zlokalizowane są „blisko miejsca akcji” (czytaj: nie trzeba jechać pół godziny samochodem do najbliższego pubu). bloki w Middle Park, Wiktoria apartamentowce na St Kilda Road, Melbourne, Wiktoria apartamentowiec Eureka Tower (297m), Southbank, Wiktoria Commision blocks Pod tą nazwą kryją się bloki mieszkalne jakby żywcem wyjęte z najgłębszego komunizmu i przeniesione na antypody. Są niestety bardzo widoczne w panoramie miasta i z jakichś dziwnych powodów budowane we względnie drogich dzielnicach (nieodległych od centrum). Są to mieszkania socjalne dla najuboższych, w dużej części tych, którym pracować się nie chce, albo zwyczajnie nie opłaca. blok mieszkań komunalnych, South Melbourne, Wiktoria Zapraszam do obejrzenia kilku fotoreportaży z australijskich przedmieść: w Melbourne w Sydney Zanim wyjechaliśmy do Australii, oboje szukaliśmy wielu informacji o Australii. W końcu chcesz wiedzieć, co jest do zrobienia i zobaczenia w miejscu, w którym zamierzasz mieszkać na dłużej. Kiedy wspominasz Australię, możesz zauważyć, że ludzie szybko zaczynają mówić o przerażających zwierzętach, które tu żyją. Węże, pająki, krokodyle, rekiny, meduzy i skorpiony W Dreamworld Oczywiście mam na myśli moje dzieci w Australii. O innych dzieciach będzie może innym razem, jako, że nie czuję się jeszcze wystarczająco kompetentna, aby pisać o australiskich młodych ludziach. Póki co, będzie o moich potworkach w Australii: Janku, Nathanie i Elenie. Jednym z głównych powodów dla których wyjechaliśmy do Australii było moje przeświadczenie, że w tym kraju łatwiejsze jest wychowanie dzieci. Męcząc się dosłownie zamknięta w domu z trójka dzieci, marzyłam o australijskiej pogodzie, która sprawi, że życie z dziećmi zamieni się w nieustające wakacje. Chciałam przypomnieć, że nie mieszkaliśmy wcześniej w Polsce. Dzieciaki moje urodziłam i wychowywałam przez sześć lat w Irlandii. A Irlandia to, cóż, piękny mały kraj z jedną podstawową wadą, rzutującą ogromnie na jakość życia: brak lata. Pełnią szczęścia było dwadzieścia stopni i słońce. Nie zdaża się to jednak często... Jak więc mają się moje marzenia o łatwiejszym wychowaniu dzieci, z rzeczywistościa? Po pięciu miesiącach w Australii, gdy na zewnatrz i wewnątrz domu króluje zima, z pełną szczerością przyznaję, że się nie myliłam! Życie dzieci tutaj wydaje się łatwiejsze i przyjemniejsze! Oto dowody: Brisbane cieszy się piękną pogodą przez cały rok. Potrafi być też chłodno, to znaczy dziewietnaście stopni, ale taki spadek temperatury oczywiście nie przeszkadza w spędzaniu większości naszego czasu na powietrzu. Mamy tu ogromną ilość wspaniałych placów zabaw, często z wodnymi atrakcjami. Dodatkowo piękne parki, w naszych okolicach z widokiem na ocean. Każdy weekend spędzamy poza domem, albo w górach, albo w lasach, parkach, na licznych festiwalach i imrezach, parkach rozrywki, zoo, odkrytych basenach i oczywiście jednych z najlepszych na świecie plażach, kąpiąc się w ciepłym oceanie. Nie kłamiąc, odkąd przyjechaliśmy do Australii, tylko jeden weekend musieliśmy spędzić cały w domu ze względu na pogodę. Plac zabaw z widokiem na ocean Dzięki pogodzie dzieciaki noszą mało ubrań, co cieszy również mnie. Z dreszczem przypominam sobie ubieranie całej trójki we wszystkie te szaliki, czapki, bluzy, rękawiczki, grube kurtki. Poranki zimą mogą być dosyć chłodne, wystarczy jednak założona na krótki rękawek bluza, albo sweter. I co za tym idzie, nasze poranki przed szkołą są dużo spokojniejsze, bez nerwów, że Nathan dopiero zakłada buty, gdy cała reszta stoi w drzwiach spocona pod kilkoma warstwami ubrań. Na plazy W basenie Nasze życie poza szkołą i poza pracą faktycznie przypomina to co w Europie nazywałam wakacjami. Kąpiele w oceanie, opalanie się przy basenie, pikniki na trawie, całe dnie spędzone w parkach tematycznych, te rzeczy znałam tylko z wakacji. Tutaj mamy to cały rok. A dzieciaki, dotlenione, z licznymi atrakcjami, faktycznie są łatwiejsze do opanowania. Nigdy od nich nie usłyszałam, że w Irlandii, albo Anglii było fajniej. Za to często pytają: „Gdzie dzisiaj jedziemy?”. A ja, mając niezliczoną ilość opcji, zawsze wiem co im odpowiedzieć. Nawet mąż mój, wcześniej marudzący, że po tygodniu w pracy chętnie spędziłby weekend w domu, przestał w Australii narzekać na moją skłonność zapychania wolnych dni atrakcjami. A ja też częściej sama proponuję zostanie w domu. Basen, słońce, możliwość jedzenia na powietrzu i jeszcze plac zabaw dla dzieci pod nosem. Jakże to wszystko inne i lepsze od naszej codzienności na wyspach. Zoo W lesie Szkoły też znacznie różnią się od tych europejskich. Klasy rozsiane są w osobnych budynkach na dużej przestrzeni. Uczniowie jedzą lunch na zewnątrz. W szkole moich chłopaków są cztery place zabaw, kilka boisk, na których dzieci spędzają przerwy. Dodatkowo jeszcze wychowanie fizyczne również odbywa się na powietrzu. Z maluszkami też jest łatwiej. Mamy tu liczne grupy mam, gdzie te najmniejsze dzieci też mogą pobawić się z rówieśnikami i nawet nauczyć się piosenek i rymowanek na wspaniale tu prowadzonych zajęciach w bibliotekach. Życie naszych dzieci w Australii jest łatwiejsze i weselsze, a co za tym idzie, dla nas piękniejsze i szczęśliwsze. Czego więcej chcieć od życia? . 606 689 706 703 485 622 5 767